Kiedy wybiegłam z domu
czułam tylko gniew. Gniew, który narastał we mnie. Państwo Florens nie byli
moją prawdziwą rodziną, opiekowali się mną jako rodzina zastępcza. Diego zawsze
uważał, że robią to tylko dla kasy, zresztą ja też podobnie myślę. Prawie w ogóle
się mną nie interesowali, byłam dla nich jak kolejna gęba do wyżywienia.
Zazwyczaj mieli mnie gdzieś dopóki nie wchodziłam im w drogę, lub nie byłam do
czegoś potrzebna. Oprócz mnie mieli jeszcze swojego pierworodnego synalka
Davisa, o rok starszego ode mnie. Nigdy go nie lubiłam. W jego towarzystwie
czułam się jak Harry Potter przy Dudley'u. Davis był wysoki, szczupłym
chłopakiem, o bujnej, prawie złotej czuprynie i przenikliwych, błękitnych
oczach, po prostu ideał każdej dziewczyny. Nienawidziłam go. Był, jest i
pozostanie parszywą świnią drwiącą z ludzi, którzy w przeciwieństwie do niego
nie mają z w życiu z górki. Tak, czy inaczej mnie nie przeszkadzało mieszkanie
u Florensów, puki mogłam spędzać czas tak, jak mi odpowiadało. Ale tego
wieczoru przegięli.
Mniej więcej o 20, kiedy
na wiał wiatr kazali mi iść do sklepu po morelowy jogurt dla Davisa.
- Co?!- wrzasnęłam - Mam
iść teraz po jakiś jogurt dla tego... Tego...- nie mogłam znaleźć właściwego
określenia - Dla tego śmierdzącego lenia!
- Jak ty się wyrażasz
Jesicka.- głos pani Leny był dość spokojny - Tak, masz iść po ten jogurt, a
jeśli nie... Cóż, raczej nie chcesz podważać mojego autorytetu.
Faktycznie, nie
chciałam. Wzięłam kurtkę, rzuciłam mordercze spojrzenie temu lizusowi i wybiegłam
mocno trzaskając drzwiami. Było już ciemno i chłodno, nic dziwnego, w końcu już
wrzesień. Kiedy pierwszy, chłodny podmuch wiatru przeniknął przez cienki
materiał chciało mi się kląć. Wtedy znowu poczułam pulsowanie koło oka. To była
moja blizna. Miałam ja od dzieciństwa i zawsze kiedy byłam zła, zdenerwowana,
lub wręcz wściekła zaczynała szybko, rytmicznie pulsować. Było jeszcze coś,
czego inni nie widzieli, ale ja tak. Blizna przypominała księżyc. Podłużny,
srebrny księżyc. Najlepiej widać go było podczas moich napadów
złości, ale nikt, naprawdę nikt oprócz mnie go nie widział. Potarłam lekko
skroń i ruszyłam w stronę najbliższego sklepu. Skręcając w boczną uliczkę
potrąciłam jakąś dziwnie ubraną dziewczynę.
- Jak chodzisz. -
syknęłam i poszłam dalej.
Widziałam w niej coś
dziwnego i nie chodziło o ubranie. Ona była INNA. Jej wzrok był głębszy niż
wszystkich a włosy... Włosy wydawały się bardziej błyszczące niż wszystkie
kosztowności na świecie. W zastanowieniu brnęłam prze piaszczystą dróżkę. I
wtedy to się stało. Poczułam silny ból z tyłu głowy, taki jak w chwili, gdy
podczas upadku uderzy się o krawężnik. Wtedy usłyszałam jakiś głos, bardzo
cichy, prawie szept. Potem była tylko cisza.
***
Wstałam i ziewnęłam
zasłaniając usta ręką. Coś było nie tak. Powoli przeciągnęłam się. W pokoju
było dziwnie, nawet bardzo. Wszystkie ściany były białe, podobnie jak wszystko
inne, a na środku stało białe, duże łóżko na którym leżałam ja, ubrana w białą
koszulę nocną. Przez moment przypomniałam sobie o spotkaniu z tajemniczą
dziewczyną i wtedy poczułam ostry ból głowy, tak ostry, że zaczęłam krzyczeć.
Po chwili krzyk przeszedł w wrzask. Żałosny jęk odbijał się od ścian pokoju.
Nagle osłabł, a ja zobaczyłam coś jeszcze prócz łóżka. Na przeciw mnie były
wąskie, białe drzwi. Drzwi, które otworzyły się, a na podłogę upadła
czarnowłosa dziewczyna w koszuli takiej jak moja. Wydawało mi się, że kiedyś
już ją widziałam. Za nią wpadło dwóch chłopaków i dziewczyna z tamtego
wieczoru. Poczułam ostre ukłucie, a potem już tylko ciemność.
Jessicka
Wood
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz